To stało się jednej nocy, gdzieś pomiędzy 2000 a 2005 rokiem. Przysięga, że to się stało, ale nie może być bardziej szczegółowa co do czasu.
Summer Burkes pamięta tylko to, co widziała. Była głęboko na pustyni z kilkoma przyjaciółmi, wędrując głębiej - żadnego życia w zasięgu wzroku. W pewnym momencie, o jakiejś ciemnej i nieokreślonej godzinie, natrafiła na opuszczony obóz. Były tam namioty z ładunkiem. I wieża widokowa, na którą się wspięła. Na jej szczycie znajdowała się niewielka platforma; na niej telewizor, błyszczący, i jakiś stary, zakurzony sprzęt łączności. Burkes słuchała transmisji odtwarzanej w pętli. Mówiła jej ona, gdzie się znajduje: na planecie Arrakis. Powiedziała też, dlaczego nikogo tam nie ma: Wszyscy zostali zjedzeni przez robaka piaskowego. "To sprawiło, że włosy stanęły mi dęba" - mówi Burkes. Zbiegła z powrotem na dół, gorączkowo skanując teren w poszukiwaniu śladów robaka.
Niebezpieczeństwo nie było, ściśle mówiąc, realne. Burkes była na Burning Man, corocznym konfabulacji na Black Rock Desert w Nevadzie. A obóz duchów, w który teraz wierzy, siedząc w swoim domu w północnej Kalifornii, był instalacją artystyczną zaprojektowaną w celu przeniesienia nerdów Gen X, takich jak ona, na Arrakis, miejsce akcji filmu "Diuna" Franka Herberta. Jest to planeta pokryta palącym się morzem pustynnym, którego pływowe piaski falują z podziemnymi ruchami gigantycznych, pozbawionych wzroku robaków. Stąpaj po jej powierzchni w zbyt równym, zbyt realistycznym rytmie, a stworzenia cię usłyszą, wzniosą się w górę i uderzą.
Czy o to właśnie chodzi w Burning Man? Odgrywanie scen z twoich ulubionych fantazji, z przerażającą szczyptą herbertowskiego horroru? Można wybaczyć, że tak nie jest. Przez lata impreza - która ma powrócić na pustynię w 2022 roku po dwuletniej przerwie Covida - stała się symbolem kontrkulturowego miasta na wzgórzu, opartego na narkotycznych woozeriach z Zachodniego Wybrzeża i miłosnych zasadach życia, radykalnego tygodniowego eksperymentu społecznego wspieranego przez gospodarkę prezentów. "Stek bzdur", mówi John Law, jeden z założycieli. Jest on nieco rozgoryczony, ponieważ im większy jest Burning Man, tym bardziej jego najbardziej zagorzali wyznawcy wydają się przeinaczać jego geekowskie początki. "W rzeczywistości, mówi, popkultura miała znacznie większy wpływ. "Choć prawie nikt o tym nie mówi, początki Burning Man to Mad Max. To był Lawrence z Arabii. I to było, bardzo kluczowe i w sposób, który nigdy nie został właściwie uznany, Dune.
Ale Burning Man zaczął się na plaży, mówisz. Bardzo dobrze: w 1986 roku Larry Harvey i spółka podpalili 8-stopową drewnianą lalkę na Baker Beach w San Francisco i tak się rozbawili, że musieli to powtórzyć w następnym roku. Potem w następnym roku, i w następnym, aż do momentu, gdy impreza stała się tak głośna, że zamknęła ją policja. Harvey zadzwonił więc do Law'a, którego punkowi, opętani sci-fi kumple z Cacophony Society mieli pomysł: Let ' s take it to the desert. Był rok 1990, początek Burning Man. "Narysowaliśmy linię w ziemi i przekroczyliśmy ją, a to było całkowicie transformujące" - wspomina Law w Spark, jednym z wielu filmów dokumentalnych o Burning Man.
Już w tym pierwszym roku "na playa" - w języku Burnera oznacza to Black Rock - obsesjonaci Diuny w ekipie zasugerowali, by wszyscy zbudowali szykowne skafandry, nawiązujące do dopasowanej odzieży, która przetwarza cenne płyny i utrzymuje przy życiu mieszkających na pustyni Arrakis Fremenów, gdy ci zapuszczają się poza bezpieczne górskie wioski, znane jako sietches. "Skończyło się na kompromisie, który wymagał mniej pracy przy kostiumach i pokrył całe ich ciała błotem" - mówi Law. W późniejszych latach, uczestnicy przynosili swoje własne Duneries do postępowania. "Chcę zebrać grupę, która byłaby zainteresowana zbudowaniem na playa siec Fremenów" - ogłosił jeden z nich na tablicy ogłoszeń ePlaya w 2007 roku. Inny Palownik, w 2005 roku, nazwał wycofaną z użytku karetkę, w której jeździł " robakiem. "Przez lata Burkes i były chłopak artysta fantazjowali o zbudowaniu gigantycznego robaka wyłaniającego się z piasku playa.
Burkes zaczął chodzić do Burning Man w 1998 roku, z powrotem, kiedy nie było diod LED i wszystko wyglądało tylko trochę grungier, trochę więcej Arrakeen. "Wszystko ogień, kurz i metal", mówi. W tym czasie pisała o muzyce i życiu nocnym dla SF Bay Guardian; po napisaniu artykułu o Departamencie Robót Publicznych Burning Man, natychmiast do niego dołączyła. To ekipa odpowiedzialna za budowanie, a następnie burzenie infrastruktury fizycznej wydarzenia każdego roku, więc dla nich niektóre z najbardziej znaczących części Burning Man mają miejsce, gdy pustynia jest w większości pusta. W zespole, Burkes w końcu osiadł w roli dyspozytora - "MC wszystkich ruchów radiowych, wszechwidzące oko", jak to określa. Jedną z jej pierwszych innowacji w pracy było wymyślenie sposobu na dokładne określenie momentu, w którym publiczna faza cyklu życia każdego Burning Mana naprawdę się rozpoczęła. "Przed wydarzeniem jest tak miło, cicho i ciemno", mówi. "Następnie wszyscy głośni, jaskrawi, migający ludzie docierają tam, a pierwszym znakiem jest techno wibrujące na podłodze pustyni. Możesz to poczuć w swoim mostku. " To był jej znak. Klikała na swoje walkie-talkie i ogłaszała personelowi: "MAMY ZNAK ROBAKA. "
Dla członków jej ekipy ten moment zawsze był nieco rozczarowujący, a stał się jeszcze bardziej, gdy z czasem Burning Man stawał się coraz jaśniejszy i bardziej jaskrawy. "Kochamy pustynię ze względu na jej właściwości transformacyjne" - mówi. " Jest tak cicho, że naciska na twoje uszy - dopóki nie ma robaczków. "Burkes dodaje, że pod Black Rock płynie podziemna rzeka, a ona wyobraża sobie, że znajdujące się w niej stworzenia prawdopodobnie mają za złe ten rytm czterech stóp. "Jest coś, co ma sens na pustyni, jeśli chodzi o chodzenie z nierównymi krokami i nie alarmowanie robaków piaskowych o swojej lokalizacji" - mówi.
Diody LED i ekstra-obrzydliwi raverzy nie byli jedynymi zmianami, które zaznaczyły ewolucję Burning Man. Najbardziej oczywistą z nich, o której Burkes jest już szczerze zmęczony mówieniem, jest napływ pracowników technologii i ich efektownych prezesów. W tym momencie praktycznie każdy w Bay Area był lub zna kogoś, kto był na Burning Man. W Stanford jest profesor, który bada wpływ tego wydarzenia na rozwój oprogramowania. W niesławnym sformułowaniu Elona Muska, Burning Man to Dolina Krzemowa. Niezależnie od twoich odczuć na ten temat, jego hipokryzji lub przynajmniej zabawnej ironii, rozważ to: To wszystko wraca do Dune.
Opowieść Franka Herberta jest jedną z tych, które każdy techniczny palacz rozpozna na poziomie komórkowym: Chłopiec-geniusz wędruje na pustynię, bierze dużo narkotyków i znajduje buddyjską jasność. Chociaż Herbert nie dbał o komputery i osadził swoją epopeję w dalekiej przyszłości pozbawionej ich, to jednak użył słowa "obliczenia", aby opisać nadludzkie zdolności swojego bohatera, Paula Atrydy: Paul "widział drogi, które były przed nimi na tej wrogiej planecie", pisał Herbert w Diunie. "Skupił swoją świadomość, widząc ją jako obliczenie najbardziej prawdopodobnych przyszłości, ale z czymś więcej, krawędzią tajemnicy - tak jakby jego umysł zanurzył się w jakiejś ponadczasowej warstwie i próbował wiatrów przyszłości. "Brzmi to jak tak zwany stan przepływu, tak fetyszyzowany przez elitę koderów z Doliny Krzemowej.
Co najmniej od zarania dziejów ludzie szukają i czasami znajdują siebie na pustyniach. Dla osób nie będących tubylcami, krajobraz - jego pustka i niedostatek - oferuje możliwość duchowej przemiany. Herbert, urodzony w umiarkowanym zakątku Waszyngtonu, nie był wyjątkiem. Miał 36 lat i pracował jako dziennikarz, gdy trafił na miniaturową Saharę w stanie Oregon: dramatyczny odcinek nadmorskich wydm tuż za miastem Florence. Międzynarodowa grupa obrońców przyrody i ekologów zebrała się tam, by zbadać niszczycielską siłę tych napędzanych wiatrem form terenu, które zagrażały nie tylko Florencji, ale miastom od Chile przez Libię po Izrael. Herbert zaproponował napisanie artykułu do magazynu na ten temat. Te fale mogą być tak samo niszczące jak fale pływowe, jeśli chodzi o szkody materialne" - napisał w liście do swojego agenta, Lurtona Blassingame'a - "a nawet powodowały śmierć". "
Bless Blassingame. Uznał, że opowieść o przesuwających się piaskach "ma dość ograniczony zasięg", wysyłając Herberta w stronę innych światów. Przekonany, że powieść może lepiej dostosować się do jego nowych ekologicznych obsesji, spędził następne osiem lat pisząc i udoskonalając liczącą 188 000 słów epopeję osadzoną na mitycznej, potwornej pustyni. Można powiedzieć, że od czasu opublikowania w 1965 roku Diuna cieszy się nieograniczoną popularnością.
Mniej więcej jedna dziesiąta powierzchni Ziemi to pustynia; na Arrakis, oczywiście, proporcja ta wzrasta o cały rząd wielkości, do (nie tak) chłodnych 100 procent. To jest właśnie science fiction: powiększenie odległego krańca do rozmiarów planety, aby "zdefiniować", jak mówi Bill Ransom, stary przyjaciel i współpracownik Herberta, "czym jest bycie człowiekiem". "Jeśli chodzi o to, jakich ludzi można znaleźć w ognistym piecu Arrakis, Herbert szukał odpowiedzi daleko poza swoimi pustynnymi wędrówkami, w życiu T.E. Lawrence'a, brytyjskiego poety-wojownika, który wzbudził arabski opór przeciwko Turkom podczas I wojny światowej i który, w zawrotnym tempie, wpłynął również na założycieli Płonącego Człowieka. " To historyczne wydarzenie, " napisał syn Herberta, Brian, we wstępie do Diuny, " doprowadziło Franka Herberta do rozważenia możliwości outsidera prowadzącego rodzime siły przeciwko moralnie skorumpowanym okupantom pustynnego świata, w procesie stając się dla nich postacią boską. " Albo, jak to ujął pan Dryden w biografii Lawrence'a z roku 62: " Tylko dwa rodzaje stworzeń dobrze się bawią na pustyni: Beduini i bogowie. "
To właśnie robią pustynie, w opowieściach: Robią proroków z ludzi. Wszyscy wielcy, od Mojżesza po Mad Maxa, przetrwali upał, a do ich liczby Diuna dodała kolejne imię M: Mahdi. Mahdi to po arabsku "prowadzony" - w islamie jest to zbawca czasów ostatecznych - tak też Fremeni nazywają swojego nowego przywódcę, Paula.
Kiedy Harvey, Law i reszta pierwszej generacji Burnersów wyznaczyła tę linię na piasku Black Rock Desert, bawili się w Paula Atrydę. Dobrze się bawili, ale wyszli z tego nieśmiertelni. Trzydzieści lat później ludzie wciąż za nimi podążają, szukając znaczenia i być może odrobiny pobożności, lub inaczej "obliczeń", za każdym razem, gdy wędrują na pustynię. Która w dzisiejszych czasach nie jest już pustynią, a raczej "migotliwą krainą czarów dla dorosłych", jak mówi Burkes. Przestała jeździć na Burning Man w 2016 roku. " Osiemnaście, 19 lat wystarczyło, " mówi. "Nie ma deszczu na Arrakis. "
Nie ma tu też zbyt wiele spokoju. Herbert nie napisał tylko jednej książki o Diunie, o czym być może zapominają niektórzy z jej bardziej przypadkowych fanów. Napisał ich sześć, a Paul nie pozostaje ich bohaterem na długo. Wkrótce po triumfie na Arrakis Mahdi prowadzi dwunastoletni międzygalaktyczny dżihad, który pochłania życie 60 miliardów ludzi. To wartość ośmiu Ziem. Czasami człowiek idzie na pustynię, staje się mesjaszem, a kończy jako cholerny potwór.