Odkąd w 2017 roku wyszedł Colossal, próbowałem znaleźć ludzi, z którymi mógłbym się nim podzielić. Natrafiłem na ścianę. Ludzie, dla których ta historia może rezonować, są najbardziej niewygodni w oglądaniu jej. A ludzie, którzy najbardziej skorzystaliby na zinternalizowaniu jej przesłania o destrukcyjnej naturze toksycznej męskości, są tymi, którzy są całkowicie ogłupieni tym, co ma do powiedzenia. Tylko nieliczni są w stanie naprawdę z niego skorzystać.
Mężczyźni wydają się skazani na podobny los.
Film, napisany i wyreżyserowany przez Alexa Garlanda (Ex Machina, Annihilation), to horror, w którym, według słów jego twórcy, chodzi o " poczucie grozy. " Zamiast morderstw czy gore, większość zapadających w pamięć momentów to aż nazbyt dobrze znane prozaiczne strachy. Albo, przynajmniej, znane niektórym ludziom.
Film rozpoczyna się, gdy Harper (Jessie Buckley) przyjeżdża do malowniczego miasteczka z domkami, mając nadzieję na emocjonalną regenerację po śmierci byłego męża. Jednak od momentu przyjazdu jest niespokojna. Wszyscy - właściciel mieszkania, które wynajmuje, lokalna policja, wikary z pobliskiego kościoła, przypadkowi nieznajomi (wszyscy grani przez Rory'ego Kinneara) - narzucają niełatwą obecność, która w najlepszym momencie uniemożliwia Harper po prostu wygodne funkcjonowanie.
Teraz już pewnie wiecie, do czego to zmierza. Mężczyźni, jak się wydaje, chcieliby pokazać wpływ mikroagresji wobec kobiet poprzez uczynienie ich nieco bardziej makro, co tylko podkreśla pytanie, kogo dokładnie film oczekuje na widowni. Dla niektórych ta historia jest zupełnie niepotrzebna. Wiele kobiet zna już, aż nazbyt wyraźnie, "poczucie grozy", które Garland odtwarza na ekranie. (Jak to ujęła moja koleżanka Jaina Grey: "Nie muszę płacić 15 dolarów, żeby bać się, że będę prześladowana i mordowana przez mężczyzn, mogę po prostu wyjść na zewnątrz"). " ) Inni, ci, którzy nie wiedzieli, dokąd zmierza ten setup, są prawdopodobnie publicznością, która najbardziej skorzystałaby z jego strachów - i są tymi, którzy najmniej prawdopodobnie kupią bilet.
Film sprawia wrażenie, że został zaprojektowany tak, by odpierać argumenty tych, którzy lekceważąco podchodzą do tego, co ma do powiedzenia. Widać to nawet w zwiastunie, kiedy funkcjonariusz mówi Harper, że jest sceptyczny co do tego, że mężczyzna, który ją prześladował, naprawdę ją prześladował: " Nie wiem, czy widział cię kiedyś. "Te momenty podkreślają, jak sceptycyzm, odrzucenie, i wiara w ofiarę pomagają stworzyć bardzo przerażające środowisko, które według wielu nie istnieje. Harper ' s obawy nie są wymyślone, lub wszystko w jej głowie; horror jest tworzony przez zbiorową odmowę traktowania jej obawy poważnie. Mężczyźni mają zamiar krzyczeć: "Widzisz? Nie można ignorować niebezpieczeństw. " Film ma rację, oczywiście, ale czuje się, jakby krzyczał w pustkę.
To nie znaczy, że nie ma tu żadnych rzeczywistych nadprzyrodzonych okropności. Ze względu na wszystkie metafory i alegorie, są tu naprawdę groteskowe sceny, ale w prawdziwej modzie Garlanda stają się one bardziej abstrakcyjne i otwarte na interpretację pod koniec. (Jeśli byliście zdezorientowani zakończeniem Annihilation, ten film wyświadczy wam tylko trochę więcej przysług). Historia nie rezygnuje również z katharsis. Wybawienie istnieje, szczególnie w sposobach reagowania Harper na okropności - ostatnie słowa filmu wydają się być przeznaczone do stania się rodzajem zbyt realnego mema, który jest zwykle domeną wczesnych odcinków BoJack Horseman - ale jest bardziej zrezygnowany i wyczerpany niż, powiedzmy, Colossal. Nie ma tu triumfalnego zwycięstwa nad jej dręczycielem. Tylko litość.
Ten brak triumfu wydaje się zamierzony. Nie ma magicznego przycisku, który pozwoliłby mężczyznom zrozumieć, jak to jest żyć jako kobieta - co, nawiasem mówiąc, nie ma nic wspólnego ze skomplikowanymi szarymi strefami płci i tożsamości, których ta recenzja nie porusza, bo film też tego nie robi. Ponieważ te przyciski nie istnieją, mężczyźni nie mogą ich naciskać. Ironia polega na tym, że historia, którą opowiada ten film, w pewnym stopniu dotyczy jego własnej porażki. Może uda mu się przyciągnąć widownię złożoną z mężczyzn, których stara się zohydzić, próbując ich oświecić, ale to raczej mało prawdopodobne. Gdyby to było takie proste, Men nie musiałby istnieć.