W piątek do kin wchodzi nowy film 51-letniego angielskiego scenarzysty i reżysera Alexa Garlanda "Men". Garland nie jest autorem na miarę Martysa, Quentina czy PTA. Ale dla osób mających obsesję na punkcie pokrętnego, niewygodnego, precyzyjnie wykalibrowanego sci-fi, nowy projekt Garlanda to bardzo duża sprawa. Men, opowiadający o pogrążonej w żałobie wdowie, która utknęła w jakimś bukolicznym horrorze, już teraz zbiera pochlebne recenzje.
Tak się składa, że uważam się za zwolennika Garlanda. Zakochałem się w nim po "Sunshine" z 2007 roku, bardzo niedocenionym filmie Danny'ego Boyle'a o grupie skazanych na zagładę astronautów (muszą zniszczyć słońce!), do którego Garland napisał scenariusz. Myślałem, że widziałem już wszystko, co zrobił; czytałem nawet kilka jego książek. Ale właśnie w zeszłym tygodniu, podczas przeglądania jego wpisu w Wikipedii (klasyczna działalność Garland Head), dowiedziałem się, że I ' d miss Dredd. Adaptacja kultowego komiksu 2000 AD z 2012 roku nie tylko została wyprodukowana i napisana przez Garlanda - według jego gwiazdy, Karla Urbana, Garland przejął również obowiązki reżysera od Pete'a Travisa. W latach następujących bezpośrednio po Dreddzie, Garland ugruntował swoją pozycję jednego z naszych największych pracujących reżyserów dzięki swojemu (oficjalnemu) debiutowi Ex Machina, jego kontynuacji Annihilation oraz serialowi telewizyjnemu Devs. Dredd to głośny film komiksowy, który stanowi bezpośredni kontrast z delikatnymi dziełami Garlanda, więc ma sens, że film ten rzadko jest wspominany, gdy fani dyskutują o jego najbardziej wizjonerskich projektach. Ale jak się przekonałem w tym tygodniu podczas mojego inauguracyjnego seansu Dredda - tak powinno być.
Fabuła jest szczęśliwie goła: W rozpadającym się świecie Dredd jest Sędzią - skutecznie usankcjonowanym przez państwo mścicielem. Podczas przejażdżki z psychicznym mutantem żółtodziobem (w tej roli Olivia Thirlby), zostaje uwięziony w ogromnym wieżowcu przez ekipę zwaną Klanem Ma Ma. Aby przetrwać, Sędziowie muszą zabić całkiem sporo osób: Przemoc zaczyna się od razu i nigdy, przenigdy nie przestaje. Mózgi są rozbijane, głowy topione, kule przeszywają policzki. Krew, flaki i kawałki ciała rozpryskują się cudownie, kalejdoskopowo. W wywiadach Garland mówił, że zainspirowały go szybkie zdjęcia w dokumentach przyrodniczych: "Czy można zrobić z przemocy coś, co jest czysto estetyczne? Czy może być tak abstrakcyjna, że staje się autentycznie piękna? "Mówię to z całą szczerością: Naprawdę można powiedzieć, że ta przemoc została stworzona przez kogoś, komu zależało.
To zaangażowanie w materiał - w uczynienie z Dredda najlepszej wersji samego siebie - błyszczy przez cały czas. Domhall Gleeson, przyszła gwiazda Ex Machiny, serwuje cudownie podsłuchany spin na cliche Tech Guy Reluctantly Employed by Bad People. Dialogi są solidne, koniecznie kreskówkowe, ale jest też szybki riff o tym, że wszyscy jesteśmy tylko mięsem w gigantycznej maszynce do mięsa, a Sędziowie tylko obracają gigantyczne uchwyty na tej gigantycznej maszynce do mięsa, co jest groteskowo zabawne. Pomimo wielkich i krwawych atrakcji, historia obraca się wokół relacji między Dreddem Urbana a Thirlby, debiutującą sędzią. Czuć, że jest to autentycznie ludzkie.
I jeśli jest jeden niezaprzeczalnie elitarny element Dredda, to są nim narkotyki. Klan Ma Ma zarabia na produkcji narkotyku zwanego Slo-Mo. Zażywasz go przez inhalator; spowalnia on życie na całej długości dooowwwn. Za każdym razem, gdy postać oddaje się ssaniu inhalatora Slo-Mo, widzimy, jak ponury świat ulega przemianie. Garland ściśle współpracował z nadzorcą VFX Jonem Thumem, aby uzyskać odpowiedni efekt. Powiedział, że pracowali nad nim do samego końca postprodukcji, aby dowiedzieć się, "jak bardzo można wciągnąć widza w dziwną, halucynogenną przestrzeń... jak bardzo można być trippy". "Slo-Mo robi to, co powinien robić każdy dobry filmowy narkotyk, czyli sprawia, że chciałbyś spróbować go w prawdziwym życiu.
Pytanie, czy Dredd powinien "liczyć się" jako oficjalny film wyreżyserowany przez Garlanda jest trudne do odpowiedzi. Kiedy Los Angeles Times po raz pierwszy poinformował, że Garland przejął stery w połowie produkcji, Garland i Travis odpowiedzieli wspólnym oświadczeniem
Sam Garland zdaje się nie dbać o to, czy to on zdobędzie uznanie. Ale wpisanie "Dredda" do jego reżyserskiego kanonu wydaje się, przynajmniej jako ćwiczenie dla kinomanów, sensowne. Jeśli chcesz lepiej zrozumieć ukryty komentarz społeczny zawarty w przepięknym art-house'owym sci-fi Garlanda, nie zaszkodzi obejrzeć, jak Sędzia Dredd rozwala cały ładunek czaszek.